Leszek Prawie.PRO
Leszek Prawie.PRO
Jak przygotować organizm do pierwszych 100 lub 200 km na rowerze? (74)
Loading
/

Jak w 2015 roku ktoś mi opowiadał, że dojechał do pracy 13 km na rowerze to byłem pełen podziwu. Gdy 2016 ktoś na szosie pokazał mi swój trening 30 kilometrowy to mówiłem, że jest ultrakomarzem. Kiedy na zainstalowałem Stravę zobaczyłem, że są ludzie, którzy potrafią zrobić nawet 100. Pomyślałem – wariaci.

Gdy w 2016 roku zrobiłem pierwsze 13 kilometrów na szosie byłem dla siebie pełen podziwu. Gdy po miesiącu pojechałem 30 to uważałem się za ultrakolarza i umierałem przez kolejne dwa tygodnie. Tu pojawił się sufit nie do przebicia, ani głową ani tyłkiem. Z perspektywy trzepaka, leszcza, pączka, kluska chciałbym na przykładzie moich błędów powiedzieć jak przygotować się do robienia dłuższych dystansów na rowerze.

Przy tym zaznaczam, że nie jestem i nie będę nigdy ultrasem. Nigdy nie siedziałem na rowerze dłużej niż 10 godzin netto, jednak wiem, że większość z nas nie ma ambicji do bicia dystansu przez 28 godzin.

Całe to wideo można streścić w jednym zdaniu. Aby robić długie dystanse, powinno się robić długie dystanse. Dziękuję.

Tak, bo tylko osobista praktyka jest w stanie pokazać nam najsłabsze ogniwa. Początkowo będzie to po prostu brak adaptacji tlenowej naszego organizmu. Wydolności i wytrzymałości. Spokojna jazda przelotową prędkością 31 km/h dla wytrenowanego zawodnika faktycznie jest chillowa. Jednak dla mnie na początku to była walka o życie. Skoro przekraczam tętnem strefy tlenowe jadąc tak naprawdę w beztlenie to nie mam szans jechać takim tempem przez więcej jak godzina maks. Po prostu ścina człowieka, nogi odmawiają posłuszeństwa, chce się rzygać, pojawiają się Mroczki. Samo w sobie to może jest dobrą jednostką treningową, ale dla poprawy naszego tempa, a nie wytrzymałości przy długotrwałym wysiłku.

To problem nie tylko początkujących, bo większość z nas zaczyna długie dystanse za mocno nie zostawiając sobie rezerw na potem. Stąd wniosek, że trzeba zachować pewien gradient, rezerwę, margines. Oczywiście ciężko o to kiedy jedziemy w mocniejszej grupie i dochodzą do tego jeszcze problemy związane z brakiem techniki jazdy na kole. Wtedy nie dość, że jedziemy ponad siły to jeszcze nie potrafimy oszczędzać sił chowając się za innymi. Ja miałem dokładnie tak samo, dlatego w pewnym momencie dłuższe jazdy zacząłem ogarniać sam. Trochę ze wstydu a trochę po to, aby wyczuć swoje własne tempo. Tak wskoczyła dziewicza pięćdziesiątka na raz bez chwili zatrzymania przy wadze ponad 100 kg. Dumny byłem tak ogromnie, że z tej okazji postanowiłem sobie kupić kask aero.

Przy tej okazji powiedziałem nieco o swojej przeszłej masie. Czy ona ma na długim dystansie aż tak duże znaczenie. I tak i nie. Zauważcie, że większość długodystansowców wcale nie jest niesamowicie wycieniowana. To oznacza, że dla nich priorytetem być może jest siła, wytrzymałość tlenowa a nie masa. Z drugiej strony im jesteś lżejszy, tym mniejszy wysiłek energetyczny wkładasz w rower na podjazdach oraz na wietrze. Z trzeciej przesadna nadwaga obniża komfort jazdy. Szybciej męczą się nadgarstki, plecy oraz tyłek. Bez względu na to jakie masz spodenki, rękawiczki, siodełko oraz fitting. To jest kolejny argument, aby schudnąć i trzymać optymalną wagę, nie magazynować przesadnie dużo węglowodanów i tłuszczu o czym będzie jeszcze za chwilkę.

Mi zrzucenie wagi bardzo pomogło w poprawieniu swojej wytrzymałości. Redukując do 79 kg poczułem bardzo dużą różnicę i przejechanie 100 km nie było już tak dużym wyzwaniem jak na początku, kiedy to 3 godziny siedzenia na rowerze longiem oznaczało prawdziwą walkę o życie i odpływ całej krwi z mózgu do nóg. Leżałem w wannie przez 2 godziny i starałem sobie przypomnieć gdzie ja dzisiaj byłem. Tak naprawdę każde 5 kg redukcji nadwagi da bardzo wymierne efekty na trasie. Spada nasze zapotrzebowanie energetyczne podczas jazdy przez co unikamy tak zwanych bomb, czyli stanu w którym poziom cukru spada tak bardzo, że chce się zejść z roweru i płakać. Uczymy się przez to też bardziej racjonalnie jeść zarówno przed, w trakcie oraz po treningu.

Ja mam tak, że mogę ruszyć na czczo. Nawet o 18 bez jedzenia dam radę pójść na dwugodzinny rower i dojechać. Przez całe życie nie jadałem śniadań, potem siedziałem w stresującej pracy w której mnie mdliło, następnie siadałem od razu na rower i robiłem wartko te 50 lub 60 km. Moje podejście do jedzenia zmieniło się wtedy, gdy zacząłem robić te powiedzmy 90 na raz. Jak dziś pamiętam mój największy życiowy zjazd. Wracałem na rowerze z Warki do Konstancina. Pod masakryczny wiatr. Wokół pola. Ja bez choćby żelu energetycznego czy banana. Już ponad 2 godziny jazdy. Zatrzymałem się na przystanku i rozważałem gdzie i do kogo zadzwonić. Przekroczyłem tę magiczną barierę. Dla mnie to właśnie mniej więcej 2,5 h. Po tym czasie musze naprawdę zacząć jeść. Zapomniałem o tym kiedyś nawet na własnej ustawce wyruszającej z Gliwic do Raciborza. Klasyk. Setka do zrobienia, za mocno zacząłem i nic nie jadłem. Cudem znalazłem w zasobniku przeterminowany żel. Bez niego sam odpadłbym ze swojej ustawki i nawet nikt by nie zauważył. Nie, pomimo roku po terminie o dziwo mi nie zaszkodził.

Zabieranie wody, jedzenia, awaryjny żel w kieszeni, ogarnięcie sobie wcześniej na mapie stacji i sklepów to podstawa na trasie. Jednak pamiętaj, że można przegiąć w dwie strony. Nie jeść na trasie nic i wykorkować. Albo jak ja stawać zawsze w cukierni po lody albo paczki i warunkować sobie niezdrowe żarcie sportem. Pół biedy kiedy nie masz nadwagi. Ja tak robiłem mając do zrzucenia 40 kg zajadając wysiłek słodyczami. A no bo spalę te 2000 kcal to mogę sobie pozwolić na bezwartościowe żarcie cukru z tłuszczem. Nie mówię, że nie powinno się pić piwa zero albo jeść lodów na trasie. Chodzi o umiar. Batonik a nie cała czekolada. Piwko zero ale jedno. Izotonik zamiast soku pomarańczowego. Rozważ też przetestowanie kofeiny. Jak na Ciebie będzie działać podczas wysiłku. Czy nie pojawi się na przykład biegunka albo poczucie niepokoju. Z psychologicznego punktu widzenia na dłuższą jazdę warto zabrać nie tylko dętkę i pompkę, ale też awaryjny żel, kopiko, batonik owocowy bez dodatku syropu glukozowo-fruktozowego.

Robienie dłuższych tras to też test absolutnie całego naszego sprzętu i odzieży. Nagle może się okazać, że powyżej pewnego limitu czasu albo kilometrów spodenki okazują się nas ocierać, bo są na przykład za duże, albo za małe. Siodełko nagle okaże się za mało ergonomicznie, albo niepotrzebnie pochylone w którąś stronę. Na jaw wychodzi też na przykład brak rękawiczek z amortyzacją bo zaczyna nam prócz pupunci drętwieć też cała ręka. A może w ogóle mamy dramatyczną pozycję na rowerze, bo nie było czasu przejść się do lepszego sklepu rowerowego aby spojrzeli na nas. Potem dochodzi do tego na przykład źle dobrany but. Jest za duży i zaczynamy człapać wraz z każdym obrotem. Mamy nie obcięte pazury i okazuje się, że pojawiła się krew na skarpetkach. A może niedoleczone hemoroidy, które w najmniej oczekiwanym momencie mogą pęknąć.

To niby detale, ale każdy z nich z osobna może sprawić, że zostaniemy w szczerym polu. Jak ja, kiedy nie sprawdziłem, że jadę przez 50 km z mocniejszym niż się wydawało wiatrem a trzeba jeszcze jakoś wrócić nie mając przy sobie ani jedzenia, ani gotówki ani karty. Żrąc nielegalnie niedojrzałe jabłka w losowym sadzie.

Ubranie to też jedna z podstaw. Jeśli mieszkasz w Wielkopolsce albo na Mazowszu to jeszcze luz. Gorzej jak zabierasz się na górską wyprawę mając na sobie krótki rękawek. Na płaskim będzie Ci super. Pod górkę też. Jednak jeśli na szczycie z 17 stopnii zrobi się 10 a Ty jesteś cały przemoczony to współczuję Ci na zjeździe. Zawsze zabieraj ze sobą zapasową bluzę albo choćby taką cienką kurteczkę, która chroni przed wiatrem i wodą. Na jesieni i wiosną zawsze mam w kieszonce też nogawki, które w 1 minutę przerobią moje krótkie spodenki na długie. Dlaczego? Bo już kiedyś pojechałem do Bielska Białej na tournee w słoneczny dzień. Jest rano, 19 kresek, dobre prognozy. Po południu zrobiło się 12 i zaczęło masakrycznie lać. Przemarzło mi wszystko do tego stopnia, że nie byłem w stanie trzymać kierownicy. Uratował mnie wiejski sklep z odzieżą używaną. Wracałem na rowerze mając na sobie palto zimowe ze szmateksu.

To czego jako mieszkaniec Mazowsza jeszcze nie robiłem to sprawdzanie przewyższeń na trasie. Można zrobić 100 km wraz z dwustoma metrami przewyższeń, a można też pojechać 100 km po górach gdzie będzie 2500 w górę. Jedna i druga trasa to coś kompletnie innego. Wraz z doświadczeniem zyskasz zdolność do określenia trudności tripu patrząc na samą relację wzniosu do dystansu. Dzięki temu będziesz wiedzieć, że na pewno nie wrócisz po 3 godzinach do domu, tylko po sześciu.

To jeszcze o czym trzeba pamiętać moim zdaniem przy długim wysiłku fizycznym to łeb. Nie mówię o kasku. O psychice. Będąc zmęczonym fizycznie łatwo jest o napad rezygnacji, smutku, zwątpienia. To są takie bardzo dziwne etapy. Na początku możemy czuć niedosyt motywacji. Po godzinie pojawia się ekscytacja i większa skłonność do tego, aby jeszcze docisnąć. Po 5, 6, 10 godzinach podstępnie może zacząć zjadać nas kortyzol. Jedziesz i samoczynnie włącza się narzekactwo, wkur wkurzenie, rezygnacja, apatia, albo w skrajnej sytuacji chce się po prostu płakać. Bez powodu. To znak, że to albo nie ten dzień, albo nie byliśmy odpowiednio zregenerowani, wyspani. Tak, bo sen też ma ogromne znaczenie. Spróbuj zrobić daleki dystans po 4 godzinach snu…

Wszystko co Wam dzisiaj powiedziałem to mój punktu widzenia na dalekie dystanse, choć nie nie zawsze jestem ich orędownikiem. Mnie bardziej kręci ściganie się, a dalekie trasy w tak zwanym tlenie, który zazwyczaj nawet nie jest tlenem tylko monotonnym tempem rozgrzewkowym źle wpływa na rozwój moich wyników na krótkich czasówkach. Miejcie na to też uwagę.

Jednak wracając do tematu – daj sobie czas na adaptację do długich tras na rowerze. Nie popełniaj moich błędów i nie rzucaj się z rowerem  na głęboką wodę. Nie oglądaj się na innych. Stopniowo zwiększaj pokonywane dystanse. Daj sobie szanse na błędy. Rozważ zrzucenie kilku kg. Poznawaj narzędzia do planowania tras jak choćby Strava Routes, patrz nie tylko na kilometry i na przeklętą średnią, ale także na wznios. Zawsze zabieraj kasę, dętkę, coś w razie niepogody i nadmiar wody. Ucz się liczyć samemu na siebie. Otaczaj się ludźmi, którzy Cię nie zostawią na trasie, którym ufasz. Unikaj bufonów i wszystkich, którzy próbują Ci udowodnić, że mają małego wacka.

I najważniejsze. Liczby są dla Ciebie. Rower jest dla Ciebie.

Prawie.PRO Made in Poland

(19) 319,99 
?
-18%
(11) 139,00 

Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 139,00 

?
PRO
(5) 395,59 
?
(26) 15,99 
?
-12%
Koniec serii
(8) 499,00 
?
(21) 95,59 
?
(3) 100,00 2500,00 
(63) 89,99 
?

YouTube Prawie.PROWszystie filmy

Leszek Prawie.PRO
Leszek Prawie.PRO
Jak przygotować organizm do pierwszych 100 lub 200 km na rowerze? (74)
Loading
/

Poznaj kolekcję Prawie.PRO

Przeczytaj również:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *