Leszek Prawie.PRO
Leszek Prawie.PRO
Dlaczego tyjemy? Jakie błędy popełniałem i jak schudłem? (3)
Loading
/

Alkohol? Codzienny rytuał kupowania słodyczy. Zbyt duże zakupy „na zapas”. Wypchana lodówka po brzegi. Brak kalkulacji codziennych kcal. O tych błędach opowiadam w trzecim podcaście.

Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na https://prawie.pro. Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro

Cześć.

Tutaj Leszek.

Dzisiaj odcinek 3 eksperymentalnego podcastu, który znajdziecie zarówno na Spotify jak i na iTunes. Wrzucam to także do Podcastów Google, więc, de facto, na wszystkich najważniejszych platformach znajdziecie to. Zachęcam Was także do tego, żeby śledzić mnie na Instagramie.

Ten dzisiejszy odcinek, przyznam szczerze, że nagrywam już po raz drugi, dlatego, że wcześniej walczyłem z mega katarem i nie za dobrze to brzmiało, o czym opowiadałem, i o czym dziś, po raz kolejny będę mówić: o utracie wagi, i o tym, dlaczego tyjemy, jaki to są błędy i jak ich unikać, z mojego punktu widzenia. Nie jestem ani psychologiem, ani dietetykiem. Jestem człowiekiem, który kiedyś ważył dużo więcej. Do tego stopnia zmienił się mój wygląd, że ludzie naprawdę nie wierzą w zdjęcia archiwalne, które im pokazuję. Ten sam problem tyczy się chociażby celników, którzy to byli ostatnio łaskawi mnie przesłuchiwać przez kilkadziesiąt minut, kiedy to posługiwałem się dokumentem, który nie był biometryczny; na samo zdjęcie nie chcieli mi uwierzyć i bardzo szczegółowo mnie wałkowali chcąc wpuścić z powrotem do Polski. Wstyd straszny w każdym razie, bo maglowali mnie naprawdę długo na oczach wszystkich.

Dlaczego tyjemy? Moim zdaniem, głównie z uwagi na brak pewnej świadomości, ze względu na to, że dużo osób sobie nie zdaje sprawy z tego, że 100 g paczka chipsów, 100 g paczka chrupek, 100 g czekolady – te wszystkie rzeczy mają, na dobrą sprawę ponad 500 kcal. 500 kcal. u mnie to jest 7 km biegania, więc to jest naprawdę sporo, przy czym 7 tyś. kcal. naddatku to jest 1 kg dodatkowej masy. To mówię w bardzo dużym uproszczeniu. W sytuacji, kiedy w sklepie nie toczymy tej matematyki, dowolnie konsumujemy, to odkładamy sobie przez cały czas te kolejne kilogramy. Kwestia świadomości to jest jedno i czytanie składów jak i również wartości energetycznej produktów. Dwa – to jest motywacja, która nam przyświeca podczas poczynania złych decyzji konsumenckich w sklepie. Wynika to z tego, że bardzo często zajadamy stres, bardzo często zajadamy smutek, mamy różne, dziwne rytuały, które także wynikają, po prostu, ze znudzenia. To czasami też się tak zdarza, że Kowalski po ciężkim dniu w pracy, przychodzi do domu, odpala coś słodkiego, albo słonego, do tego piwo i kanapa. To jest codzienność, i załóżmy, że każdy taki wieczór to jest dodatkowe, powiedzmy, 700 kcal, i po 10 dniach zarabiamy 1 kg. Też mówię to w bardzo dużym uproszczeniu. Tym sposobem powstają takie liczby jak 120 kg, które ja widywałem kilka lat temu na swojej wadze. Dziś warzę troszeczkę mniej, bo ponad 50 kg mniej i bardzo dużo wysiłku mnie to kosztowało. Odbijanie się z powrotem od dramatycznej wagi, która rzucała się nie tylko na mój wygląd, nie tylko na moje samopoczucie, ale także skutecznie utrudniała mi uprawianie sportu w sytuacji, kiedy byłem zmuszony do tego żeby chodzić na siłownię, biegać, pływać czy też jeździć na rowerze.

Tak jak miałem już okazję Wam wspominać o tym poprzednio, moją motywacją do uprawiania sportu nie było wcale odchudzanie tylko lepsze samopoczucie to psychiczne. Ja miałem do czynienia z nerwicą, z atakami paniki, dowiedziałem się w między czasie, że skutecznym lekiem, oprócz oczywiście psychoterapii czy farmakoterapii jest regularnie uprawiany sport. Dyscypliny aerobowe, które wyciskają z nas siódme poty, bo tylko wtedy ma to sens, kiedy naprawdę, dosyć mocno się staramy i im mocniej sobie spuścimy wpiernicz na treningu, tym nasza głowa będzie spokojniejsza na drugi i trzeci dzień, pod warunkiem, że będziemy robić to regularnie. Kwestią zasadniczą u mnie, było to, że tak naprawdę, przez długi czas nie zdawałem sobie sprawy, co się ze mną dzieje, mając taki a nie inny tryb odżywiania zajadając smutki i stres. Jedynie czasami słyszałem delikatne sugestie od swoich znajomych, żartobliwie niby przezywali mnie „kluskiem”, mówię serio, ponieważ oni, tak naprawdę, widzieli dużo więcej ode mnie. Ja widząc siebie, na co dzień w lustrze, nie zauważałem żadnej różnicy a każdy taki dzień, który to spędzałem na kanapie z paczką czegoś „dobrego” odkładał mi kolejne kalorie, które kiedyż będę musiał odpracować. To jest jedzenie na kredyt i uważam, że każdy, prędzej czy później będzie musiał brać się za odchudzanie, a im później to nastąpi, tym będzie to niestety cięższe.

Stąd też, wydaje mi się, tak strasznie dużo pytań do mnie trafia od Was, w kontekście tego, jak wyglądało moje odchudzanie. No, niestety był to etap dosyć trudny, z tego względu, że to była decyzja podjęta właściwie z dnia na dzień. Jest historia pewnego zdjęcia, które zrobił mi mój przyjaciel na moim nowym rowerze, kiedy to zorientowałem się, że te dysproporcje pomiędzy dużym mną a chudym, karbonowym rowerem są zbyt duże. To zdjęcie, pomimo tego, że jest piękne, jest jednocześnie obrzydliwe. Wtedy powiedziałem, że OK – rozprawiam się z tymi kilogramami raz na zawsze. Chudłem do tej pory bardzo nieefektywnie i nieefektownie jednocześnie a w sytuacji, kiedy utraciłem w krótkim czasie dość sporą ilość kilogramów, to jednocześnie podjąłem decyzję o tym, że przechodzę na wegetarianizm, że będę odżywiać się właściwie samymi warzywami, owocami oraz kaszami, i że przy tej okazji wykluczę wszystkie niezdrowe węglowodany, a także nadmiarowy tłuszcz.

Przez ponad pół roku nie miałem w ustach nic słodkiego, przez ponad pół roku nie miałem grama alkoholu poza jednym wyjątkiem, który miał miejsce podczas jakiegoś wyjazdu służbowego do Włoch – i to właściwie jest tyle. Pierwsze trzy tygodnie były masakryczne dla mnie pod względem fizycznym i psychicznym, ponieważ mój organizm musiał się przestawić na nowe tory, a to wcale nie jest takie proste, kiedy mamy swoje wieczorne rytuały i kiedy codziennie jesteśmy przyzwyczajeni do nagradzania siebie wieczorem przed snem. To właśnie w łóżku pojawia się to piwo – ja byłem, i jestem do dziś dnia, miłośnikiem piw kraftowych i miałem tak, że chodziłem do sklepu specjalistycznego, kupowałem 6 – 7 butelek nowości, które sobie konsumowałem potem w weekend albo przez niektóre dni ciepłego letniego tygodnia. To oczywiście musiało być czymś okraszone. Ja mam swoje, różnego rodzaju fetysze. Ja bardzo uwielbiam słodycze, lubię tak samo słone przekąski i nagle tego wszystkiego, z dnia na dzień, nie ma. Ja bym to porównał do rzucania palenia albo do ciężkiego rozstania; człowiekowi, naprawdę, uwierzcie mi, nie jest łatwo. To, co jest najważniejsze w tym wszystkim, to, że jest to okres przejściowy i o ile pierwszy tydzień był dramatyczny, drugi był troszeczkę mniej dramatyczny, trzeci był ciężki, ale już do wytrzymania. Po miesiącu mojej diety przestałem już mieć ochotę na coś słodkiego i w sklepie już tak bardzo nie cierpiałem robiąc zakupy. To, co jest przy tym wszystkim bardzo istotne, to dyscyplina na zakupach, nie kupowanie zbyt wielu produktów na zapas, nie kupowanie, przede wszystkim, złych produktów. Jeżeli nie macie w domu niczego słodkiego, niczego zachomikowanego a w zamian za to macie przekąski w postaci pestek dyni, suszonych owoców albo pomarańczy, bananów, grejpfrutów, to siłą rzeczy nie macie wyboru. Tym rytuałem będzie obieranie sobie jabłka a nie wpieprzanie czekolady. Tak też było w moim przypadku, że musiałem szukać czegoś na zastępstwo. Jednocześnie gotując sobie, na co dzień, jedząc właściwie tylko warzywa, kaszę i nabiał, były to bardzo duże ilości pokarmu, które były niskowęglowodanowe. Objętości na talerzu były takie, że z niego się wysypywało i nikt nie chciał wierzyć w to jak wygląda moja kolacja, i że tego jest tyle; zjadam kilogram pure z buraków, do tego dwie torebki kaszy gryczanej, zielone warzywa i 0,5 litra kefiru.

U mnie w taki sposób to wyglądało i jednocześnie bardzo intensywnie trenowałem, więc organizm trochę był w szoku i przez pierwsze trzy tygodnie zdarzało mi się mieć gorsze samopoczucie. Przez pierwsze trzy tygodnie miałem gorsze wyniki na rowerze a potem jakoś organizm zaadoptował się do tego wszystkiego i mam wrażenie, że jeszcze więcej energii pożytkował właśnie z tego zbędnego balastu, który był odłożony wszędzie na całym moim ciele. Po pierwszym miesiącu moi znajomi zaczęli obserwować pierwsze zmiany, które ja też widziałem. Zauważałem, że wiele ciuchów jest już na mnie zbyt dużych, w pasku trzeba było dorabiać nożem kolejne dziurki. To były takie bardzo przyjemne symptomy, które pojawiły się z dosyć dużym opóźnieniem i to może być trochę zniechęcające, bo uwierzcie mi, że 2 – 3 dni „diety”, czy 2 – 3 dni pod rząd chodzenia na siłownie czy biegania nie da żadnych efektów, ale dwa tygodnie regularnego biegania czy jeżdżenia na rowerze, pływania, pod warunkiem, że nie dojadamy tego jeszcze dodatkowo da efekt, naprawdę. Tutaj konsekwencja troszeczkę działa tak jak efekt kuli śnieżnej, że te zmiany, pomimo tego, że na wadze przebiegają liniowo, to, jeżeli chodzi o nasz wygląd to przebiegają wykładniczo; im mniej mamy tego tłuszczu, zwłaszcza na twarzy i zwłaszcza powyżej pasa, tym bardziej to zaczyna spektakularnie wyglądać; te zmiany są bardzo zauważalne. Ostatnie moje 20 kilogramów odchudzania to były zmiany bardzo kosmetyczne w moim wyglądzie, chociażby na twarzy, gdzie chyba zaszła najbardziej diametralna różnica do tego stopnia, że po 6 miesiącach ludzie przestali mnie poznawać i mówi się, tak oczywiście w sposób nieco przerysowany, że ktoś schudł, aż trudno go poznać, ale w tym przypadku to była prawda. Sporo ludzi w branży, w której pracuję widzi mnie jedynie raz na pół roku albo raz na rok, to uwierzcie mi, jak wyglądały moje pierwsze, tego typu, spotkania, gdzie to, naprawdę, jak ktoś nie miał śmiałości, to widziałem po samym spojrzeniu, że na jego twarzy jest mnóstwo znaków zapytania; kto to przyszedł? – młodszy brat – mówią. Ok. Głos się zgadza, ale co tobie się stało.

Sporo osób też było speszonych tym, bo nie chcieli pytać, czy jestem chory, żeby mi, broń Boże, nie sprawić żadnej przykrości, ale trochę tak to wyglądało. Sporo osób posądzało mnie o to, że coś mi jest zanim się przyzwyczaili do tego wyglądu. To też nie znaczy, że byłem jakoś przesadnie blady. To oznaczało tylko tyle, że tak gwałtowny spadek masy, w takim stereotypie, może świadczyć o jakiejś chorobie i wiele osób śledziło różnych dziennikarzy telewizyjnych, którzy mimo choroby występowali i bardzo szybko, gwałtownie, w sposób niezdrowy chudli.

Mi, w międzyczasie, bo już nagrywałem filmy na You Tubie, bardzo dużo osób mówiło, że to się nie uda, że to, co robię nie ma sensu, że zaszkodzę sobie, tak jakby, albo troszcząc się o mnie albo uzasadniając swoje własne porażki z przeszłości. Dużo mówiło się o efekcie jojo, gdzie ja jestem raczej człowiekiem, który nie podziela opinii o tym, że odchudzanie zawsze będzie się wiązało z efektem jojo, ponieważ u mnie to nie było przechodzenie na dietę, tylko ostateczna zmiana nawyków żywieniowych, na co dzień. Ja, do dziś, nie wróciłem do takiego żarcia jak przed redukcją mojej masy, ja zmieniłem swoje nawyki na zawsze. Oczywiście, dziś uprawiając 10 czy 12 godzin treningu tygodniowo, mogę sobie pozwolić na to, żeby raz w tygodniu zjeść coś niezdrowego typu fast food, żeby kupić sobie orzeszki solone albo żeby kupić sobie batonika, bo ja już nie chcę chudnąć – ja chcę utrzymać tę masę i przez cały czas, od dwóch lat, oscyluję w okolicach 80 kilogramów; dzisiaj jest to 78 kilogramów. Moim zdaniem jest to optymalna waga, jeżeli chodzi o moje samopoczucie, wygląd jak również efektywność treningową. Być może dla kogoś będzie to zachęcające w jakiś sposób, że się da, że można, że droga nie będzie lekka, ale efekt będzie kolosalny i każdego dnia będziecie sobie po tym wszystkim dziękować, że podjęliście taką decyzję.

Te błędy, które moim zdaniem, popełniają często osoby odchudzające się, to taki słomiany zapał. Przechodzenie właśnie na te wszystkie diety; dieta Dąbrowskiej, Kwaśniewskiego, wysokobiałkowa, niskobiałkowa, wysokowęglowodanowa, jakakolwiek inna. Nie. Po prostu trzeba zdrowo jeść i, przede wszystkim, się nie przejadać i codziennie kłaść się z takim lekkim niedosytem a jaka to będzie dieta to już jest kwestia drugorzędna. Gwarantuję każdemu z Was, że jeżeli zdecydujecie się zrezygnować z niezdrowej, wysoko przetworzonej żywności, to bardzo szybko zobaczycie rewelacyjne efekty. To samo tyczy się alkoholu, to samo tyczy się słodyczy i rzeczy, które generalnie są bezwartościowe, jak chociażby białe pieczywo czy żółty ser. Wiele osób się ze mną kłóci odnośnie mojego poglądu, który kiedyś wyrażałem, że biały chleb, biała kanapka z żółtym serem niczym nie różni się, de facto, od kawałka pizzy, bo jest to tak samo bezwartościowe. Oczywiście wiele osób tutaj powie, że żółty ser jest wartościowy, bo ma dużo wapnia, bo ma białko. Jeżeli tak bardzo zależy Wam na wapniu i białku, to zamiast tego napijcie się szklanki mleka albo dwóch bądź też maślanki, kefiru albo jogurtu naturalnego – będzie dokładnie to samo tylko, że przy tej okazji nie będziecie spożywać 25 czy 30% tłuszczu.

To są rzeczy, z których ja zrezygnowałem na stałe. To tak samo jak do dziś dnia nie spożywam słodzonych napojów. Tak samo nie kupuję żółtego sera, sera topionego, białego pieczywa, to zdarza mi się naprawdę niezwykle rzadko i u mnie codziennym rytuałem nie są słodycze tylko słodycze pojawiają się wtedy, kiedy jest naprawdę specjalna okazja i kiedy faktycznie mogę siebie nagrodzić za coś, kiedy sobie zasłużę na to, po jakimś bardzo ciężkim treningu albo w przed dzień jakiś zawodów. To są momenty, kiedy faktycznie jem słodycze. Poza tym, one pojawiają się u mnie raczej bardzo sporadycznie. Nawet w sytuacji takiego codziennego mojego rytmu treningowego, kiedy nie spożywałbym także węglowodanów prostych, to przez cały czas byłbym na deficycie, czyli cały czas bym chudł a tego chciałbym unikać. Mam właśnie ten komfort, że jeżeli chciałbym jeść słodycze, to mogę jeść te słodycze, ponieważ i tak, na co dzień trenuję i przykładowo, robiąc w okolicach 40 czy 50 km na rowerze dziennie mogę zjeść batonika i ten batonik absolutnie mi nie zaszkodzi. Tak samo jak i piwo, od którego się też troszeczkę odzwyczaiłem, przyznam Wam szczerze i teraz piję je niezwykle sporadycznie; powiedziałbym, że jest to jedna, dwie butelki raz na dwa, trzy tygodnie albo witając na jakieś imprezie. Chodzi o to, że to też nie jest norma i patologiczną sytuacją jest przyjęcie normy, że codziennie pijemy piwo – niestety, chyba, że jesteśmy kiperem albo osobą, która ćwiczy 20 – 25 godzin w tygodniu. Wtedy, wydaje mi się, że tak, ale mimo wszystko wydaje mi się, że codzienne spożywanie piwa nie jest raczej sytuacją, która będzie sprzyjać zachowaniu zdrowej i szczupłej sylwetki, tak mi się wydaje.

Jojo pojawia się w tedy, kiedy dochodzimy do wniosku w piątek, że dzisiaj jest już koniec diety a teraz przed nami jest weekend, więc możemy sobie zrobić dwa dni bez limitu. Ok. Po takim jednym weekendzie człowiek będzie 2 kg cięższy – no niestety. Wtedy mówi się; a cholera, odchudzanie jest bez sensu, bo cały czas jest efekt jojo. Jeżeli coś odrabiamy, to siłą rzeczy to się będzie pojawiać i wtedy też, wydaje mi się, warto to sobie porównać, skąd bierze się nadwaga; no nie z kosmosu. Te dodatkowe kilogramy to albo będzie woda – jeżeli to jest woda to nie stanowi to większego problemu, albo będzie to właśnie tłuszcz, który nabiliśmy z powrotem przez dwa dni i spokojnie, przez dwa dni weekendu, jesteśmy w stanie zniweczyć całotygodniowe męczenie się z dietą. Dlatego więc, jeżeli zmieniamy te nawyki żywieniowe to zmieniamy na stałe. Wyjątkiem od tej reguły będą bardzo ciężkie dni treningowe, albo wstęp do zawodów, przykładowo, i to są sytuacje, kiedy faktycznie nawet powinniśmy mocniej uzupełniać węglowodany, żeby nie zrobić sobie krzywdy. W każdej innej sytuacji będzie to po prostu szukanie pretekstu do tego żeby sobie podjeść i wytrwałość, moim zdaniem, jest kluczem do sukcesu i jej Wam życzę.

Doskonale wiem jak ciężki jest to wysiłek, dlatego bardzo mocno trzymam kciuki za tych wszystkich, którzy chcą walczyć z nadmiarowymi kilogramami. Mi pękło 50 więc Tobie może pęknąć 10 i 20 a nawet i 70; kwestia tylko czasu, determinacji, motywacji, której przez cały czas nie można zatracać, dlatego tak istotne jest wsparcie także innych osób. Jeżeli zaczynacie odchudzanie to oznajmiajcie to całemu światu, bo to też będzie dodatkowa motywacja. Porozmawiajcie ze swoimi domownikami, żeby Wam nie przeszkadzali przy tej okazji, czyli przykładowo; żeby inny współdomownik, na przykład, nie zamawiał pizzy wtedy, kiedy Wy jesteście na diecie. Generalnie nie miejcie niczego złego zachomikowanego w dom na czarną godzinę. Czarna godzina to godzina owoców i warzyw.

Dzięki wielkie za dziś.

Cześć.   

Prawie.PRO Made in Poland

(181) 389,99 
?
(6) 0,00 
?
-12%
PRO
(3) Original price was: 395,59 zł.Current price is: 349,99 zł.

Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 349,99 

?
(47) 299,99 
?
(32) 379,99 
?
Z dedykacją
(6) 189,99 
?

YouTube Prawie.PROWszystie filmy

Leszek Prawie.PRO
Leszek Prawie.PRO
Dlaczego tyjemy? Jakie błędy popełniałem i jak schudłem? (3)
Loading
/

Poznaj kolekcję Prawie.PRO

Przeczytaj również:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *