Na początek wszystkiego najlepszego. To nasz pierwszy rok razem. Dokładnie we wrześniu 2024 kupiłem ten zestaw. Stalowa rama + trenażer Wahoo + kierownica za jakieś 5500 PLN. Wsród głosów, wyróżniały się dwa rodzaje. Zachwyt i krytyka z posądzeniem mnie o kryptoreklamę i influenserzyzm. Ehhh, jak ja bardzo chciałbym, aby być tak wielkim i znaczącym, by dostawać sprzęt za darmo. Na szczęście utrzymuje się ze sprzedaży odzieży a nie twarzy.

A jako, że zapłaciłem sam, to mogę obiektywnie chwalić i narzekać. 

Mimo wad o których za moment, chciałbym powiedzieć, że nadal uważam ten zestaw za najlepszy sprzęt na długie jesiennie i zimowe wieczory na trenażerze. Pełna rama i kompatybilny trenażer oszczędza mi mnóstwo czasu. Nie przepinam i nie zapacam swojej szosy. To sobie tu stoi i zawsze jest w pełnej gotowości. Zwłaszcza kiedy aura jest zmienna. Wczoraj było super na zewnątrz, ale dzisiaj już jest 10 stopni chłodniej i pada deszcz. W takiej sytuacji jest prościej i też jest nieco więcej motywacji do tego, żeby nie odpuścić dzisiejszej jazdy tylko mimo wszystko coś zrobić. Najwieksza różnice poczują osoby, które dzisiaj dysponują trenażerem rolkowym, które, jak ja kiedys muszą zmienić przed jazdą koło, albo oponę. Swoją drogą dla mnie potem przejście z rolki na taki trenażer z wbudowaną kasetą to był już niesamowity przeskok. Potem poprzewracało mi się poniżej pleców i już zacząłem grymasić i mówić jakie to niewygodne i jak porysowany mam od tego tylny trójkąt ramy. 

No minus tej stałej gotowości sprzętu jest taki, że to zabiera miejsce. I jest okrutnie ciężkie. Nie rozłożysz tego w kuchni i nie złożysz po treningu. Jest nieporęczne. Stworzone do tego, aby po prostu stało gdzieś cały czas. Zaniesienie tego do garażu wymaga telefonu do Pudziana. Dlaczego? Bo to jest stal. Nie aluminium. Plus jest taki, że tutaj nic się nigdy nie wygnie, nawet u Pogacara na sprincie. No i do tego jest niesamowicie stabilne, gwarantując, że cała moc idzie w pedały a nie pracę ramy. 

Oczywiście ma to też swoje minusy. Staje się mniej komfortowe podczas dłuższej, monotonnej jazdy. Człowiek na rowerze normalnie pracuje wraz z całą konstrukcją podczas każdego naciśnięcia na pedał. Na trenażerze, a tym bardziej na stalowej ramie tego nie doświadczasz. 

Jednak nie jest to przepaść. Tym bardziej, że w zestawie jest nienajgorsze siodełko. Przynajmniej ma jakieś śladowe wyżłobienie na tkanki miekkie, jednak nie należy ono do grupy tych wymarzonych. Jestem raczej przyzwyczajony, że po 70 minutach treningu zaczyna mi doskwierać ból, przypominający mi o tym, żeby regularniej wstawać i co jakiś czas przepedałować na stojąco. To na trenażerze jest naprawdę bardzo ważne i rozwiązuje wiele problemów. 

Tak samo jak wielu komplikacji można uniknąć mając kiedys zrobiony fitting i przenosząc wiernie wymiary z roweru na Zwift Ride. Bardzo doceniam to, że wszystko się reguluje jednym kluczem i w rezultacie z jednej maszyny może korzystać cała rodzina bez doktoryzowania się nad wysokością sztycy, kierownicy, rozmiarem mostka czy odchyleniem siodła. Całość zajmuje 3 minuty, jednak fabrycznie wszystkie te śruby nie są nasmarowane i po pewnym czasie, po kontakcie z solą zaczynają niepewnie pracować, albo jak w moim przypadku wydawać różne dźwięki. Skrzypiała mi w miedzyczasie śruba kontrująca kierownicę oraz siodełko. Okazało się, że jest tam kompletnie sucho. 

Po za tym absolutna cisza. Kiedyś wzorem ciszy był dla mnie trenażer Tacx Neo. Teraz to jest Zwift Ride w którym słychać tylko napęd i napinacz. Bez problemu można jeździć po 22, tym bardziej jeśli pod spód wrzucisz jakąkolwiek matę. 

Ponieważ nie ma tutaj fizycznych przełożeń i kasety a układ jest jednorzędowy, to całość obsługiwana jest grubym łańcuchem, takim jak kiedys w BMXie. Podejrzewam, że wytrzyma wieki. Jedynie o czym trzeba pamiętać, to, żeby raz na kilkaset kilometrów go nasmarować oliwką. Podkreślam słowo oliwka, bo używanie tutaj np. wosku sprawi, że ten będzie się kruszyć, odpadać brzydko zdobiąc podłogę. 

Ten napęd pracuje w sterylnych warunkach, nie pada deszcz, nie ma kurzu. Stąd jedynie co robiłem, to przemycie izopropanolem i nałożenie niewielkiej dawki oliwki wprost na tuleje łańcucha. Niewielkiej. Inaczej całość będzie upitolona smarem i do wszystkiego będzie lepić się brud. 

Co do trenażera, który wchodzi w skład tego zestawu – polecam z serca wszystkim. Wahoo Kickr Core w tej cenie to moim zdaniem absolutna rewelacja. On po prostu działa, jest cichy, niewielki oraz bezobsługowy. Symuluje do do 16% podjazdu i 1800 W świat i ludzie. Ma fajną bezwładność i po przesiadce z pięcioletniego Tacxa Neo nie czuję żadnej różnicy. Serio. Właściwie jedna wada to brak jakiejkolwiek pracy na boki ten konstrukcji jak w droższych maszyneriach. Ano i jeszcze odpadają te naklejki z korpusu. Dzieje się to po długiej i mocniej jeździe, gdy Wahoo mocno się rozgrzeje. Jest to też swego rodzaju wyzwanie. Pojedź Mt. Ventoux, albo Alpe du Zwift tak mocno, aby przed metą odpadła choć jedna naklejka. 

Nie mniej, wydaje mi sie, że Zwift wiedział co robi podpisując kontrakt z Wahoo na montaż akurat tego trenażera w ich zestawie. Dodatkowym wymaganiem była kompatybilność z tym rozwiązaniem – nazywa się to Zwift COG (u mnie jeszcze pierwszej generacji). Czyli wirtualna kaseta plus kierownica oraz wirtualne przerzutki. Zwift Ride ma na kierownicy zamontowane przyciski. 4 najważniejsze na boku klamek odpowiadają za zmianę przełożeń. Czyli to nie zębatki się zmieniają, a trenażer dostosowuje opór w zależności od wybranej konfiguracji napędu – plus nachylenia wirtualnego terenu. A ja jako Użytkownik mogę sobie w aplikacji skonfigurować czy chce, aby to działało jak Shimano czy jak Sram. Czy chce kasetę większą czy mniejszą. 

Ja od samego początku jeźdżę z nastawami takimi samymi jak mam w swojej szosie. Czyli Shimano, bez trybu automatycznego, konfiguracja zębatek płaska, wymuszająca mocniejszą pracą na podjazdach, czasem nawet kosztem kadencji. 

Na tym zestawie przez te 4000 km robiłem tylko treningi rozpisane przez trenera albo góry na czas. Zadania krótkie i bardzo długie. Bez oszczędzania tego zestawu. Wirtualizacja moim zdaniem jest fajna, komfortowa, biegi zmieniają sie bardzo płynnie, nie ma też strzelania napędem, które niekiedy możne dekoncentrować. Do tego świetnie działa tryb ERG, czuwający nad tym, abym w tracie rozpisanego treningu trzymał moc w zadanym zakresie bez względu na kadencję, ukształtowanie terenu czy wybrany bieg. W takich warunkach właśnie wychodzą wszystkie niedoskonałości sprzętu. I naprawdę nigdy nie zdarzyło mi się, aby algorytmy zachowywały sie w sposób inny niż przewidziany.

Przez cały ten czas też nigdy nie doszło do żadnej zwiechy, zerwania połączenia a korzystam wyłącznie z Bluetooth i najtańszego iPada. Nic, nigdy, ani na sekundę nie przestało działać. Prowadziłem na tym 

A trzeba jeszcze pamiętać, że niejako Zwift Ride to kolejne urządzenie, które należy sparować. Tak, ta kierownica jest w końcu bezprzewodowa. I nie tylko odpowiada za biegi, ale też za zmianę kierunku, obsługę menu Zwifta a nawet kompletnie zbędne hamowanie. I o ile korzystając z tabletu to te dodatkowe klawisze funkcyjne są niepotrzebne, to w przypadku jazdy na telewizorze czy oddalonym od nas komputerze tak. Dzięki temu nie trzeba mieć przy sobie ani telefonu ani pilota ani klawiatury. Jest to wygodne, choć nie ergonomiczne. 

Te manetki wymajają przyzwyczajenia. Kierownica jest moim zdaniem za szeroka, klamki za grube, guma nieprzyjemna w dotyku, podobnie jak przyciski do zmiany przełożeń, które pokryto chropowatą fakturą. Rozumiem intencje, ale mam wrażenie, że dotykam betonu. Tym bardziej, że wymagają one sporej siły. Dużo większej, niż w klamkach Shimano czy Sram. Odpowiedź jest także mało precyzyjna. Właściwie tylko wibracja daje nam poczucie pewności, że klawisz został wciśnięty a przełożenie zmienione.

Minusem jest także fakt, że te kierownicę trzeba ładować. Obie klamki to dwa porty usb C. Jedno podanie energii to około 1000 km jazdy na Zwift. Dużo moim zdaniem zależy od tego ile używamy przełożeń, ile wciskamy tych wszystkich klawiszy. Jednak po prostu trzeba o tym pamiętać i niekiedy przeraża mnie ilość urządzeń, które trzeba ładować. Na szczęście są przypomnienia. 

No i największa wada – to działa najlepiej ze Zwiftem, który miesięcznie jest sporym wydatkiem. Oficjalnie nie jest wspieramy przez MyWhoosh. Podobno Rouvy już obsługuje ten zestaw, ale pomimo moich usilnych prób, nie udało mi się sparować tego do kupy. Być może na PC integracja przebiega sprawniej. Niestety nie posiadam komputera.

Dlatego wolę z ostrożności mówić, że Zwift Ride działa tylko ze Zwift, jednak dla mnie to nie jest problem, bo i tak korzystałem i będę korzystać z tej aplikacji. Można ją kochać albo nienawidzić.

Nie mniej szczerze – mimo upływu roku od zakupu dalej cieszę się na każdą jazdę i to dla mnie jest najważniejsze. Wpływa na to na pewno prostota użytkowania i niezawodność. To w sam raz dla kogoś, kto nie ma czasu. Ceni sobie estetykę, niezawodność, ciszę. Kto chce też oszczędzać swój rower. Jednak nie myslę o zużywaniu się carbonu na trenażerze, bo coś takiego nie istnieje. Wytrzymałość zmęćzeniowa kompozytu jest większa niż choćby aluminium. Mimo to nie ma tygodnia, abym nie słyszał, że ktoś boi się o swoją ramę wsadzoną w trenażer. Naprawdę nie ma się o co bać. Miałem 4 trenażery i zrobiłem 34 000 km na karbonie. A jedyne pękniecie jakiego doświadczyłem to na skutek błednie opracowanej konstrukcji hiszpańskiej ramy. 

Ale wracając do tematu – szkoda może być komuś napędu, łożysk suportu albo sterów w które będzie się lać pot gdy nie położysz na kierownicy ręcznika. A może serce Cię boli od wkładania i wyjmowania tylnego trójkąta w trenażer. W pełni to rozumiem i podzielam. Zwift Ride nie ma tego problemu. Bo konstrukcja od strony mechanicznej jest pancerna. Pancerne są łożyska suportu, jakby wyciągnięte z pralki. Tak samo jest z łańcuchem czy zębatkami blatu. Wydaje mi się, że cięzko jest to wszystko zgruzować, nawet zaniedbując czyszczenie czy smarowanie. Mechanicznie w razie czego jest to tanie w utrzymaniu. Łańcuch kosztuje 70 zł, tylna, cała wirtualna kaseta 250 zł, przednie zęby 60 zł. 

Martwi mnie tylko brak opcji zakupu samego napinacza, który jest customowy. Jednak czy to się kiedyś może zepsuć nie wiem.

Wiem za to, że ten setup to jest taka zimowa enklawa. Znaczy – dla mnie coś więcej, niż tylko kupa żelastwa. Tutaj mogę przez te pochmurne miesiące wyżywać złe emocje i solidnie pracować nad poprawą formy po sezonie. To mnie po prostu mobilizuje do nieco innego rodzaju aktywności, które sa krótsze, ale najbardziej wartościowe. Na niezawodnym sprzęcie nic mnie nie rozprasza. Odpalam zadany na dziś trening, który zaczytuje się z TrainingPeaks i przez te 90 minut wyłączam się z realnego świata. Czy da się tego dokonać bez Zwift Ride? Da. W rzeczywistości to jedynie kwestia komfortu, ergonomii, niezawodności, głośności, może także estetyki w danym pomieszczeniu. Dla mnie też na pewno znaczenie ma to, że nie zużywam napędu w swoim codziennym rowerze, który może w ciszy czekać na lepszą pogodę. A jako ostatni dorzucę tutaj czynnik gadżeciarski i przede wszystkim – jak dla mnie – lepszą motywację każdego dnia korzystając że sprzętu, który mi się podoba i który lubię.

Za to nie lubię autopromocji, jednak zwłaszcza gdy sezon chyli się ku upadkowi, chciałbym przypomniec o moim sklepie i mojej polskiej odzieży na rower, trenażer i dziesiątkach akcesoriów. Link znajduje się w opisie oraz pierwszym komentarzu. Tam także odnośnik do mojego Instagrama. 

Prawie.PRO Made in Poland

(33) 88,69 
?
(18) 149,00 
?
(35) 49,59 
?
Druga para -9%
(80) 49,99 
?
Druga para -9%
(21) 59,99 
?
(34) 15,99 
?
(22) 38,59 
?
(7) 119,99 
?
(1) 399,59 
?
(13) 89,99 
?
(52) 139,59 
?

YouTube Prawie.PROWszystie filmy

Przeczytaj również: