Po ostatnim Prawie.PRO Tour w Rytrze straciłem cierpliwość do swojego Garmina 1040. 30 minut przed wyjazdem na trasę z całą grupą ten kawałek plastiku wpadł w tak zwany Boot loop. To już kolejna awaria. To chyba koniec mojej cierpliwości i wyrozumiałości.

Wyjaśnienie:
W życiu najważniejsze jest zdrowie i miłość. Reszta to przyprawy.
W ekosystemie Garmina jestem od 11 lat. Tak, wiem, że producent ma dobrą politykę gwarancji i zwrotów. Tak, próbowałem wielokrotnie przywracać system do nastaw fabrycznych. Wiem też, że niekiedy wystarczy podłączyć urządzenie do komputera i wykasować, przerobić lub nadpisać kilka plików. Dodatkowo moje oprogramowanie jest zawsze aktualne i nie jestem użytkownikiem literacji beta. Wszystkie opisane problemy występują nie tylko na tym jednym urządzeniu. Tak, wiem, niektórzy z nas nigdy nie doświadczają opisanych niżej błędów. Do tego powiem głośno, że nie każdy potrzebuje te funkcje, niektórzy mają liczniki po 500 zł i działają. Dziękuję.

Wracając do tematu…
Już raz próbowałem i nie udało mi się uniezależnić od ekosystemu Garmina. Co on daje? Współpracę zegarka z licznikiem, wagą łazienkową, pulsometrem z pamięcią wewnętrzną i foodpodem. Wymiana historii, pobieranie planów treningowych na poszczególne gadżety. Jeśli jesteś przetrenowany lub niedotrenowany komputerek i zegarek wie o tym. Do tego jest dwustronna wymiana vo2max, FTP, dzisiejszej wagi. Po prostu jest jedna aplikacja do wszystkiego. To wygodne. Dlatego uzależnia. Podobnie jak Android, produkty Apple czy nawet Samsunga.

Ucieczka z jakiegokolwiek systemu oznacza komplikacje, choć nie jest niemożliwa.

Jednak dlaczego dziś to robię.

Przez brak szacunku do Użytkownika. Okazywany jest poprzez mnóstwo nierozwiązanych błędów, które od lat pozostają nierozwiązane aż w końcu człowiek się do nich tak przyzwyczaja, że zaczyna działać pamięć mięśniowa.

1. Problemy z synchronizacją aktywności do chmury przez BT i iOS. Ta sama literacja oprogramowania przez tydzień działa OK, a potem przez miesiąc nie. Da się to zrobić tylko wymuszając łączenie przez WiFI, chyba, że akurat licznik nie chce się połączyć że znaną siecią, której parametry nie zmieniły się od lat.
2. Niedziałające segmenty. Na moim 1040 nigdy nie działały. Są oznaczone gwiazdką, są aktywowane w Garmin Connect, Strava opłacona. Dostęp przyznany. Robiony reset do zera wraz z usuwaniem ręcznie folderu segments.
3. Wielokrotne resety podczas aktywności. Jedziesz na maxa i bach. Urządzenie się wyłącza.
4. Podczas aktualizacji oprogramowania czujników urządzenie się zawiesza. Varia nie łyka nowego softu.
5. Drenaż baterii w trybie uśpienia. Wieczorem przed zawodami 100%, rano po 7 godzinach Garmin jest gorący a poziom baterii 4%. Miałem to we wszystkich poprzednich licznikach
6. Wieczne niepotrzebne komunikaty, których nie da się wyłączyć. Ciągłe tracenie łączności z Varią. Gubienie pulsu i mocy oraz konieczność ręcznego ich łączenia ponownie. A byłem tylko na siku.
7. Po ostatniej aktualizacji Edge podczas każdej trasy pobranej np. ze strawy wpycha mnie na wszystkie chodniki zasłaniając cały ekran z wielkim napisem WALKSIDE. Nieważne, że akurat robisz trudny interwał czy jesteś na zawodach. Masz wjechać na chodnik. Puszkarze będą szczęśliwi.

Wiecie, że ja to zgłaszałem na forach deweloperskich producenta?

W skrócie. Na przestrzeni 40 000 km zrobionych z Garmieam. Jest coraz gorzej.

Moja diagnoza. Dlaczego z GArminem jest tak źle.
To subiektywne odczucia. Mogę nie mieć racji, bo nie jestem programistą.

Wyobrażam sobie czasami Project managera softu Edge. Zastanawiam się czy nienawidzi rowerzystów. Czy jeździ czasami na rowerze. A może próbował wziąć udział w zawodach. Czy jego samego nie denerwują te niedociągnięcia.
A może to bałaganiarz. Nosił w podstawówce spleśniałe kanapki w plecaku przez pół roku. Do tego wie najlepiej. Lepiej od użytkowników. Lepiej od swojego zespołu. Ma najmniejsze doświadczenie i IQ ale najbardziej zna się na rzeczy. Na jakości oprogramowania oraz UX, które jest oznaką pokory, przez co czasami trzeba pracować wbrew swoim poglądom. Przyznać się przed sobą, że nie jest się Stevem Jobsem.

Wyjaśnię o co chodzi z tym
User Experience. Czyli doświadczeniami użytkownika. Po ludzku wygoda, intuicyjność oprogramowania wpływająca na jego jakość. Od jądra systemu aż po warstwę interfaceu z którym każdy z nas ma do czynienia każdego dnia na rowerze.
Google, Apple, wirtualna Polska, Wahoo, sklep z butami online mają na etacie człowieka lub cały zespół odpowiedzialny za UX. Robią badania, testy, kolejne aktualizacje i za nimi następne testy na użytkownikach.
Cześć Leszek. Oto nasz nowy soft. Proszę spróbuj włączyć wyświetlanie asystenta wspinaczki jazdy.
I to zadanie dostaje 20 osób. Ogarniętych, nieogarniętych i matoły techniczne. Każdy ma potrafić to zrobić. Jak na pilocie w telewizorze. Łapiesz do ręki i od razu intuicyjnie wiesz co zrobić aby przełączyć kanał lub wejście.
W Wahoo bierzesz telefon i zaznaczasz jeden knefel w jednopoziomowym menu w dowolnym momencie. A na przykład w Garminie – Wyjdz z ekranu jazdy naciskając krótko raz. Następnie Menu / profile / zaznacz odpowiedni, wejdź do menu ekrany i następnie aktywuj. A no i dla zabawy schowamy Ci przyciski powrotu do jazdy z tej warstwy. Wytłumacz to komuś.
Tak jest niemal ze wszystkim. Denerwuje mnie to, że Ustawienia są w ustawieniach, w systemie i profilach jazdy. Albo wcale nie ma jakieś opcji. Na przykład nie da się wyłączyć prowadzenia do startu normalnymi trasami, tylko zawsze naokoło i po źle sklasyfikowanych asfaltach.

To wszystko to też wynik oprogramowania, które moim zdaniem jest cały czas dokładnie tym samym co było jeszcze 15 lat temu. Tylko dobudowuje się nowe funcje bez opamiętania i bez kontroli. Każdy z nowych kawałków działa OK, jednak w połączeniu masz same interakcje, a poprzednie błędy same się nie rozwiązują. Masz milion. Nowych funkcji a od 2016 roku nie umiesz naprawić systemu synchronizacji który ma za zadanie przesłać po Bluetooth jeden pitolowany plik FIT o wadze 450 KB i wysłać go na serwer Garmina.
Mam Wahoo, które jest tak prymitywnie proste, że aż wszystkie ustawienia zmieniają się w czasie rzeczywistym. Licznik nasłuchuje ich cały czas bez drenażu baterii.
Dodaje nowy segment? Pyk. 10 sekund i jest. Chcę nową trasę? Wysyłam z telefonu plik i działa! W Garminie synchronizacja kursów ze Stravy albo Connecta to loteria. Raz łyknie od razu a raz trzeba znów robić szpagaty i szukać WiFi albo zrobić samemu sobie hotspot. Niekiedy musisz zabić aplikację, przeresetowac. A inni czekają i się śmieją z tak zaawansowanego urządzenia, które odpada na podstawowych funkcjonalnościach. W końcu to firma wyspecjalizowana w nawigacji. Tak. Tyle, że nie potrafi nigdy pokierować do najbliższego sklepu rowerowego. W mojej wersji map w Nowym sączu nie ma ani jednego serwisu. Za to są sprawnie zaznaczone chodniki i każdy najmniejszy wjazd w pole kukurydzy, gdzie przy każdym dostajesz monit jedź prosto.

W końcu wyłaczasz monity dźwiękowe, bo są nieprzyjemne i robi się ich zbyt dużo. Nastepnie przestajesz już rozróżniać komunikaty zbędne od ważnych.
A na samym końcu wściekasz się, że podjeżdżając z całych sił Przehybę co zakręt masz info skręć, który zasłania za każdym razem wszystko inne.

Dobra. Wyrzuciłem to z siebie wreszcie po tylu latach frustracji!

Co dalej? Nie wiem. Tymczasowo odpoczywam od garmina. Jeszcze nie robię wyprzedaży wszystkiego.
Zainstalowałem sobie tę czerwoną appkę, która synchronizuje wszystko ze wszystkim a nawet umie podszywać się w obcym ekosystemie pod inne urządzenia. Całość rzeczy z Garmina można zarchiwizować i/lub zrobić tak, aby aktywności z Apple Watch albo Wahoo były wysyłane do Connecta. Dlatego nieprawdą jest to, że tracisz jakieś dane. Musiałem wcześniej jednak to przetestować, zwłaszcza przez pryzmat nowego iOS i Watch OS, który teraz ma opcję śledzenia obciążenia czy parametrów życiowych. Nie tak szczegółowo jak Garmin, ale należy też o takich zamiennikach jak choćby Athlytic, który śledzi totalnie wszystko że wszystkich źródeł, następnie mieli to swoimi algorytmami i bardziej lub mniej wiernie odzwierciedla naszą dyspozycję dnia, obciążenie i zdrowie. Póki co mam za mało danych, żeby jednoznacznie stwierdzić jak to wszystko jest wierne. Nie mniej nic nie tracę. Rhr, HRV, FTP, Vo2Max, REM, TSS. Wszystko nadal jest gromadzone każdego dnia.
Być może wrócę do zegarka Garmina mając licznik wahoo bo dziś wiem że tak też się da bez utraty danych.

Póki co na rowerze cieszę się tym małym Wahoo Boltem za 1100 zł, który jest 3 razy tańszy i trzykrotnie mniej zawodny. Początkowo bałem się, że będzie mi tutaj wielu rzeczy brakować. Jednak on ma wszystko to co Edge. Prócz dotyku, jednak zaczynam wierzyć w to, że nie jest on niezbędny. Na test tego sprzętu, zwłaszcza w porównaniu z ROAMEM przyjdzie jeszcze czas. Potrzebuję nieco kilometrów.
Tak samo jak przyjdzie pora na testy oficjalnego updateu Apple Watcha razem z nowymi funkcjami śledzącymi poziom wytrenowania w sposób coraz bardziej podobny do garmina.

A najlepsza w tym wszystkim jest wolność i niezależność. To, że moge szczerze opowiadać o sprzęcie. To Wasza zasługa oraz mojej marki odzieżowej Prawie.PRO. Dziekuję za to wsparcie, bo tylko dzięki niemu mogę być tutaj dla Was.

Prawie.PRO Made in Poland

Druga para -9%
PRO
(74) 558,50 
?
(33) 389,99 
?
(47) 139,99 
?
Ostatnie sztuki
-17%
Druga para -9%
(9) Original price was: 59,99 zł.Current price is: 49,99 zł.
?
PRO
(15) 395,59 
?
PRO
(7) 395,59 
?
-24%
Ostatnie sztuki
Original price was: 169,00 zł.Current price is: 129,00 zł.
?
(3) 100,00 2500,00 
(8) 89,99 
?

YouTube Prawie.PROWszystie filmy

Poznaj kolekcję Prawie.PRO

Przeczytaj również:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *