Oczywistym jest, że do testu nie przystępuje jadąc rowerem po drogach publicznych. Wszystko odbędzie się na moim domowym trenażerze przy wsparciu aplikacji Garmin Connect oraz Tacx. Pokonam standardowe 40 km z naciskiem na średnią moc.

fullsizerender-1
Tyle łykam na raz i wsiadam na trenażer.

Pierwszym krokiem jest rzecz jasna przyjęcie płynów. Decyduję się na niewielką ilość alkoholu – 40% whiskey w ilości około 50 ml. To dawka będąca odpowiednikiem jednego piwa.

OK, 50 ml to niewiele, przyznaję, jednak moja słaba głowa nawet po takiej ilości odczuwa działanie etanolu. Robi się jakby cieplej, nieco weselej i swobodniej. Czas zatem wsiadać na rower. Wcześniej zadbałem także o przygotowanie większej niż zwykle ilości wody. Na wypadek jakbym zaczął odczuwać zwiększone pragnienie na skutek metabolizowania alkoholu, który krąży w moich żyłach.

Trasę dla trenażera konfiguruje podobnie jak w przypadku testu FTP. Płasko, duże prędkości i wysoka kadencja. Aby poprawić swój wynik powinienem w 45 minut być już “na miejscu” z wynikiem średniej mocy na poziomie około 260 W.

Chwiejną nogą ruszamy przed siebie.

Pierwsze naciśnięcia zapowiadają się bardzo ciekawie. Spontanicznie wkręcam się w kadencję przekraczającą 100 RPM, co zapewnia chwilową moc 240-250 W. Jestem zaskoczony z jaką łatwością przychodzi mi już od samego początku utrzymywanie dość wysokich prędkości. Przy tym zachowywałem umiarkowane tętno w granicach 150 BPM, przez co miałem wrażenie, że to jedynie etap rozgrzewkowy po którym będę mógł swobodnie przejść o jedną strefę w górę i utrzymać ją do końca treningu. Jak zwykle.

Pierwsze sygnały…

Po około 8 minutach nagle zauważyłem gwałtowny wzrost tętna do 174 BPM. Co prawda w międzyczasie zwiększyło się nieco nachylenie (opór) i spadła kadencja, jednakże przez cały czas utrzymywałem tę samą strefę mocy. Organizm dał znać, że konieczne jest zmniejszenie wysiłku. Tak też zrobiłem i manetka dźwignęła łańcuch na kasecie o jeden poziom w górę.

Ustabilizowana stagnacja.

Do przejechania mam jeszcze 30 km. Na kolejnym płaskim odcinku zdecydowałem się na obniżenie kadencji i stabilizację na poziomie 80 RPM. Na bieżąco obserwowałem jak spada moja chwilowa moc. Jednak nie miałem kompletnie sił na choćby chwilowe przerwanie tego trendu. Czułem się jakby 220 W było absolutnym maksimum jakie jestem w stanie wygenerować. Nagle zauważyłem, że zaczynam się pocić jakbym był na 80 kilometrze Iron Mana w Australii. Wentylator rozkręciłem do maksimum, co mi się jeszcze nigdy nie zdarzyło…

Chwila regeneracji przy niższej kadencji dała mi możliwość zebrania sił na ponowne przełamanie oporu. Na minutę podniosłem tyłek z siodełka postanawiając nabrać prędkości, którą będę mógł utrzymać przez następne 22 km. Tętno zaczęło znów szaleć – 174 BPM, a w pedałach jedynie 250 W! Chwilę potem zacząłem bardzo żałować tej odważnej decyzji…

Ciało sygnalizuje, że coś tu jest bardzo nie tak.

Nagle poczułem skurcze żołądka i mdłości jak podczas pierwszej dłuższej trasy na szosie w moim życiu. Przekraczając dystans 20 km zacząłem stanowczo martwić się o to czy przypadkiem rower, podłoga i moje ciuchy nie będą musiały mieć kontaktu ze spożytymi przeze mnie posiłkami sprzed kilku godzin. Naprawdę treść żołądka dobijała się już do mojego gardła. Po chwili pojawiła się także bardzo bolesne, lewostronna kolka. Ostatni raz takiej doświadczałem 6 lat temu po pierwszym treningu wytrzymałościowym z moim ówczesnym trenerem.

Podjąłem smutną dla mnie decyzję – to koniec eksperymentu.

Zaskakujący jest dla mnie fakt, że tak niewielka ilość alkoholu spożyta tuż przed dużym wysiłkiem aerobowym jest w stanie tak znacząco wpłynąć na pogorszenie wydolności organizmu. Mam wrażenie, że w pewnym momencie ktoś odłączył mi prąd. Pompa działa, chłodzenie włączone, a mimo to watów nie widać. Zastanawia mnie jedynie czy gloryfikowany alkohol jako doping kolarski stanowi jedynie mit, czy może mój organizm stanowi pewien wyjątek?

Jeśli jesteście ciekawi jak alkohol wpływa na waszą wydolność to zachęcam do wykonania podobnego eksperymentu w domowym zaciszu i poza drogami publicznymi. Mój wniosek jest jeden – alkohol w połączeniu z wysiłkiem fizycznym absolutnie się nie sprawdza.

garmin-connect

 

 

 

 

Prawie.PRO Made in Poland

(64) 43,99 
?
Drugi -11%
(19) 55,99 
?
(26) 15,99 
?
Druga para -9%
(10) 339,00 
?
(160) 379,99 
?
(61) 149,99 
?

YouTube Prawie.PROWszystie filmy

Poznaj kolekcję Prawie.PRO

Przeczytaj również:

One thought on “Trening na rowerze po alkoholu: Czy prawdą jest, że niewielka dawka etanolu działa jak doping?

  1. Tomek says:

    Alkohol bez wątpienia obniża wydajność, natomiast piwo a whisky to spora różnica, zwłaszcza dla żołądka. Różnica jest oczywista 50 ml płynu vs 500 ml to nie może być to samo. I jedno piwo jeszcze może być neutralne, MOŻE, nie musi, ale 2 piwa na pewno obniżają wydajność i tak jak piszesz z każdym gramem alkoholu więcej czyli kolejnym łykiem zwiększa się tętno. O wiele bardziej alkohol wpływa na reakcje co podziała od razu np. na leśnej ścieżce, gdzie rowerzysta wywali się tam gdzie normalnie by tego nie zrobił. Zresztą jest to bez sensu skoro i tak po alkoholu nie można jeździć.

Skomentuj Tomek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *