Enduro – sport który z zasady różni się od downhillu. W tym pierwszym zawody to całodzienna rowerowa przygoda, podczas której pokonujemy sporo kilometrów, przemierzając niekiedy dziewicze dla nas tereny. W drugim natomiast to zazwyczaj 3-4 zjazdy po świetnie znanej trasie, przeplecione godzinami oczekiwania na start. Po takim krótkim opisie wydawać by się mogło że to kompletnie inne dyscypliny. Jest jednak coś co je łączy, a tym elementem jest najważniejsza dla obu dyscyplin rzecz, czyli zjazd w dół na czas, po wyznaczonej i przygotowanej wcześniej trasie. A jeśli o niej już mowa, to zaczynam mieć kłopot w rozróżnianiu na jej podstawie tych dwóch rowerowych sportów.

O ile jeszcze jakiś czas temu, granica pomiędzy trasami DH a enduro była prosta do wyznaczenia, o tyle aktualnie to coraz cięższe zadanie. Ok, na trasach enduro nie znajdziemy tak spektakularnych hopek jakimi zazwyczaj naszpikowane są widowiskowe fragmenty downhillowych szlaków i…. no właśnie – czego jeszcze? Z tymi hopami to też pewnie kwestia czasu – enduro bowiem lata coraz dalej i coraz wyżej. Reszta różnic? Wystarczy popatrzyć na fragment, którym organizatorzy wzbogacili odbywające się w ten weekend zawody Enduro World Series w kalifornijskim Northstar (wideo poniżej). Szczerze mówiąc takiego elementu nie powstydziłaby się żadna trasa mistrzostw świata DH. Jeśli przyglądniemy się czołowym nazwiskom rankingów Enduro World Series zrobi się jeszcze ciekawiej. Sporo zawodników będących ikonami dzisiejszego enduro, to … byli zawodnicy DH.

O co więc w tym wszystkim chodzi? Po co lat temu wielkie rowerowe koncerny wpompowały olbrzymie pieniądze w wypromowanie enduro, które z każdym rokiem coraz bardziej zbliża się do znanego od lat downhillu, czerpiąc z niego garściami i tworząc go na nowo na swój sposób? Dlaczego rowery enduro zaczynają przypominać zjazdówki? Czy można uznać, że enduro to taki mini downhill?

Wydaje mi się, że tak. A stoją za tym conajmniej 2 czynniki. Pierwszy z nich to rozwój technologii z jakim mamy do czynienia przez ostatnie laty. Solidny rower zjazdowy który wytrzyma ciężkie trasy, oznaczał kiedyś dużą wagę, która przekreślała jego użyteczność na podjazdach. Bardzo grube opony (najlepiej z miękkiej gumy), olbrzymia ilość skoku amortyzatorów, wszystko ciężkie i solidne – to sprawiało że zjazdówka sprzed laty była praktycznie rowerem wyłącznie do poruszania się w dół, co dość mocno ograniczało jej praktyczność, a co za tym idzie liczbę osób zainteresowanych jej zakupem. Dzisiejsze rowery enduro to lekkie, uniwersalne maszyny, świetnie radzące sobie na podjazdach i trudnym terenie. Dla każdego coś dobrego. Liczba potencjalnych nabywców tego uniwersalnego sprzętu – olbrzymia. Firmy produkujące rowery także to widzą.

Kolejna sprawa to lifestyle. Hardcorowy downhill niekoniecznie kojarzył się z zdrowym sportem, który mogły uprawiać całe rodziny. Enduro? Jest uniwersalne. Jeśli szukasz wrażeń i chcesz pędzić jak najszybciej po trasie w dół – rower na to pozwoli. Jeśli chcesz wybrać się z rodziną na niedzielną przejażdżkę po lesie, albo przejechać górskie szlaki ze znajomymi – rower także nie będzie przeszkodą. Kolejny punkt dla enduro.

Dodając do powyższych dziejową potrzebę zmian, już wiemy dlaczego enduro było skazane na sukces który osiąga. Miarą tego sukcesu niech będzie ilość powstających ścieżek enduro i liczba osób które na nich można spotkać. A jeśli coś było w DH sprawdzone i fajne, to dlaczego z tego nie skorzystać?

Prawie.PRO Made in Poland

YouTube Prawie.PROWszystie filmy

Poznaj kolekcję Prawie.PRO

Przeczytaj również:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *