Pewnie nie raz słyszałeś o Shimano Di2 albo Sram Etap. Po co w ogóle te systemy zostały stworzone? Co one dają? Może to tylko droga fanaberia bogatych i zakompleksionych kolarzy? Jakie są wady i zalety elektryki? Po przejechaniu ponad 17 000 km wraz z Shimano Ultegra Di2 pierwszej i drugiej generacji odpowiem na te pytania.

Staram się być obiektywny, choć jestem niesamowitym gadżeciarzem. Jaram się wszystkim co nowe, chce spróbować zawsze wszystkiego by samemu wypracować sobie opinię. Tak było choćby z systemem bezdętkowym czy szytkami. Przetestowałem, sparzyłem się, uczciwie przyznałem do błędu, którego nie popełnię już nigdy więcej.

Czy tak samo jest w przypadku elektrycznego Di2? Zacznijmy od tego na co wielu czeka najbardziej. Od wad.

Po pierwsze cena. Kompletna grupa R8100 kosztuje 11, czasem 12 000 zł. W zależności od konfiguracji można powiedzieć, że jest niekiedy niemal dwukrotnie droższa od tradycyjnego osprzętu. Celowo nie wyliczam dokładnej różnicy, bo współcześnie koszty są niezwykle płynne w zależności od przede wszystkim dostępności. O ile różnica w tabelach jest porażająca o tyle w przypadku zakupu roweru na mechanice versus elektryce nie jest aż tak znacząca i bezpośrednia. Słowem – bardziej opłaca się kupić maszynę, która już posiada np. Di2 niż samemu robić upgrade.

Druga znacząca wada, którą wskazuje wielu kolarzy to baterie. Te przerzutki trzeba ładować. W nowej Ultegrze robi się to poprzez tylną przerzutkę, a sam akumultor ukryty jest głeboko w ramie. Rozładowanie się do zera zajmuje nieco czasu i trzeba być naprawdę mało ogarniętym, aby się to zdarzyło w środku dziczy, jednak teoretycznie jest możliwe utracić kompletnie zasilanie i tym sposobem władzę nad napędem. Jednak o tym powiem nieco więcej w dalszej części.

Trzeci minus to poziom skomplikowania. Nic tu nie zrobisz sam. Co najwyżej możesz podpiąć komputer albo smarfona aby dokonać mikroregulacji czy diagnostyki. Cała reszta leży po stronie serwisu. Możesz co najwyżej ustawić wysokość łyżki albo graniczne pozycje wózka. Tyle.

Tyle też w teorii bez zagłębiania się we własne doświadczenia, które z kolei pozwoliły mi dostrzec dobre strony rozwiązań elektrycznych w szosie.

Tutaj wymieniłbym przede wszystkim komfort użytkowania. To co mnie najbardziej denerwowało dotychczas to trymowanie przedniej przerzutki. Tutaj system robi to samodzielnie i nigdy łańcuch nie ociera o ślizgacz. O ile podczas niedzielnych spacerków nie ma to aż tak dużego znaczenia to podczas wypraw czy zawodów ma to znaczenie.

Tak samo jak w górach, gdzie chyba najbardziej doceniłem fakt sterowania wszystkim klikając w guziki zamiast wychylając manetki. Tym bardziej jeśli wewnętrzne prowadzenie linek nie jest zbyt optymalne. W wielu rowerach, zwłaszcza po kilku tysiącach kilometrów trzeba wkładać sporo wysiłku w zmianę przełożeń, zwłaszcza z małego blatu na duży. W praktyce trzeba regularnie wyciągać pancerze, ślizgacze pod mufą suportu, myć, smarować, pilnować.

Wtedy też przyda się ponowna regulacja, prawda? System mechaniczny wymaga zdecydowanie częściej regulacji choćby napięcia linek. W elektryce robiłem to raz przez 30 000 km, bo spadał mi łańcuch, co widać po mojej korbie. Jednak od tego czasu jest spokój. Nic nie terkocze, nie przeskakuje. Zawsze jest tak jak należy.

To wiąże się z kolejną moim zdaniem zaletą – niezawodnością. Nigdy nie słyszałem, aby komuś dobrze zainstalowany system przestał działać, albo zwariował. Pewnie raz na kilka tysięcy kolarzy to się zdarza. Ale z drugiej strony jak często słyszymy, że urwała się komuś choćby linka. Jak często widzisz osoby śmigające z niewyregulowanym klasycznym napędem.

Czwartym niewątpliwym plusem jest szybkość działania. Serwa zmieniają pozycje w ułamkach sekund. Co to daje? Amatorowi takiemu jak ja nic, prócz radości. Jednak gdy walczysz o ułamki sekund to ma to znaczenie ogromne.

Piąty punkt to możliwość zarządzania wszystkim z pozycji zegarka, telefonu albo licznika. Tutaj jest wbudowana antena Bluetooth i Ant+. Możesz śledzić stan baterii, zmieniać tryby pracy albo programować unikalne funkcje w ukrytych przyciskach na manetkach. Jednym pstryknięciem u góry klamki możesz np jednocześnie zmienić przednią i tylną przerzutkę będac natychmiast gotowym do sprintu czy pokonania mega stromego podjazdu. Mnóstwo jest tutaj zaszytych opcji. Istnieje możliwość zaprogramowania trybu automatycznego, który sam będzie zrzucać łańcuch z blatu na małą zębatkę przy jednoczesnej kompensacji na kasecie. To mój ulubiony preset w górach kiedy bardzo często trzeba żonglować łańcuchem. Z kolei po płaskim mam tak zwany semiautomat, gdy sam decyduje kiedy jadę na 52 a kiedy na 36 zębach z przodu jednak także z zachowaniem kompensacji z przodu. Każde założenie łańucha na blat wprawia w ruch tylną przerzutkę albo w górę albo w dół. Dzieki temu też nie krzyżujemy łańucha i dbamy o żywotność całego napędu.

Z tym wiąże się numer sześć czyli idiotoodporność. Układ ten sam pilnuje naszego łańcucha, ale także z bardzo dużym wyprzedzeniem upomina się o prąd. Mi nigdy nie zdarzyło się utracić zasilania w trakcie jazdy. Zasada jest prosta – raz na miesiąc podpinam na 2 godziny do prądu. Tak samo robie przed każdą dalszą wyprawą albo zawodami.

Ostatni punkt to czystość wizualna. Zero linek. Czysty kokpit. Wszystko zaszyte jest w ramie. Tym bardziej, że nowa generacja Di2 jest bardziej bezprzewodowa. Nie ma osobnego portu ładowania w kierownicy albo ramie. Tylny wózek jest jednocześnie hubem i kanałem komunikacji bezprzewodowej.

No i teraz pewnie każdy zadaje sobie pytanie czy warto. Nie wiem. Gdyby nie przypadek, szczęście sam do dziś miałbym wyłącznie mechaniczną grupę osprzętu. Czy wydałbym na przykład 8 lub 10 000 na upgrade roweru do elektryki? W życiu. Czy kupiłbym rower z Di2 albo eTapem? Tak. Zwłaszcza jakbym kupował na raty albo w leasingu. Jednak to moje spojrzenie na bilans wad i walet. Każdy z nas może mieć inny. Tym bardziej, że dużo ważniejsza od sprzętu jest po prostu noga. Tym bardziej, że to niemal wyłącznie kwestia komfortu a nie osiągów w amatorskiej karierze. Elektryczne przerzutki nie sprawią, że bedziesz szybszym kolarzem. Co najwyzej odrobinę szczęśliwszym i bardziej zmotywowanym za sprawą przyjemności z korzystania z kolejnego gadżetu.

Prawie.PRO Made in Poland

Druga para -9%
(5) 39,99 
?
(160) 379,99 
?
(64) 43,99 
?
Druga para -9%
Druga paczka -8%
(64) 89,99 
?
(18) 379,99 
?
(16) 43,99 
?
(22) 379,99 
?
(7) 89,99 
?
(3) 100,00 2500,00 

YouTube Prawie.PROWszystie filmy

Poznaj kolekcję Prawie.PRO

Przeczytaj również:

One thought on “Elektryczne przerzutki w rowerze. Warto czy nie warto?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *