Leszek Prawie.PRO
Leszek Prawie.PRO
Dlaczego jestem słabym kolarzem? Poczucie własnej wartości w sporcie | Prawie.PRO (59)
Loading
/

Chcesz wesprzeć moją działalność? Możesz to zrobić wybierając moją odzież made in Poland na https://prawie.pro. Obserwuj mnie również na Instagramie: https://www.instagram.com/prawie_pro

Cześć.

Tutaj Leszek.

Niska samoocena jest przyczyną pewnego paradoksu, zarówno w życiu jak i w sporcie. Im mniej w siebie wierzymy, tym bardziej nam się nie udaje, tym mniej jest w nas energii, spontaniczności, uporu i konsekwencji. To z kolei jest przyczyną braku postępów, o których marzymy, albo wręcz uwsteczniania się.

Sam przez lata nie potrafiłem tego zrozumieć. Mam czasami wrażenie, że w wielu przypadkach jest to balansowanie na granicy depresji, tkwiąc w błędnych schematach myślowych; „skoro jestem gruby/gruba, nie umiem przejechać ciągiem 30 km z wymarzoną średnią X, jestem ostatni/ostatnia, do tego nie mogę sobie odmówić dzisiaj czekolady i alkoholu, to oznacza, że jestem beznadziejny/beznadziejna”.

My sami jesteśmy dla siebie często najsurowszymi, i w dodatku, bardzo niesprawiedliwymi sędziami, o czym często wspominam w wielu filmach i podcastach; czasami wprost, czasami pomiędzy wierszami – nie bez powodu. Ten problem mnie w ogromnej mierze dotyczył i nadal dotyczy.

Ja byłem dzieckiem lat 90, z którego się śmiano albo dokuczano – taki wycofany introwertyk, samotnik z konieczności. Koledzy nie przychodzili do mnie grać na Amidze, bo po prostu jej nie miałem, tak samo jak dobrych ciuchów, ocen w dzienniku albo markowej czapeczki z daszkiem. W dodatku pisałem lewą ręką, co było mi w kółko wypominane. Odmieniec. Nikt mnie nie chwalił, tylko zawsze wytykano mi braki. Te okoliczności rozjeżdżają całkowicie ludzką psychikę na kolejne dekady. Teraz się nie dziwię, że mając 25 lat nadal uważałem siebie za gorszego, dlatego moja podświadomość powtarzała: bez sensu, to się nie uda, nie ma sensu zaczynać skoro i tak odniosę porażkę, a nawet, jeśli zrobię ten pierwszy krok, to pewnie zaraz się wycofam, bo samemu sobie będę próbować udowodnić, że faktycznie się do tego nie nadaję. Tak jak zły nauczyciel z podstawówki – wytknę wyłącznie błędy. To nic, że gdzieś po drodze nadarzył się jakiś sukces szkolny, zawodowy czy też sportowy – to nic niezwykłego – tak ma być, masz odnosić wyłącznie same sukcesy, a za każde, choćby najmniejsze potknięcie będziesz strofowany. Tak, wtedy dopiero zwrócisz na siebie uwagę.

Twoja dzisiejsza próba podjechania tego wzniesienia zasługuje na ocenę dostateczną z minusem – moment: „ja dopiero jestem początkujący, mam prawo nie być doskonały, ja dopiero się uczę, jak na kursie na prawo jazdy; przez pierwsze godziny mam prawo zapominać o sprzęgle, mam prawo być wolniejszy od całej reszty”. Tak należy postrzegać to obiektywnie. Tylko, że osoba z brakiem wiary w siebie nie potrafi być obiektywna względem siebie – jak ja. Ja widziałem zawsze tylko swoje wady, nie doceniałem małych postępów. Analogicznie robią często rodzice pytając, niby żartobliwie: „a dlaczego nie 5?” Tymczasem ocena dostateczna też, w wielu sytuacjach jest dobra, niekiedy nawet bardzo dobra; nie jest idealna, ale wystarczająco dobra na tym etapie rozwoju wiedzy, umiejętności i osobistych predyspozycji.

Ja wiem, że w dzieciństwie często nie daje się prawa do popełniania błędów, jednak nie jest to, moim zdaniem, prawidłowe podejście. Należy dawać sobie i innym, także dzieciom, mandat do odnoszenia porażek i przez to się ich nie bać, stopniowo starać się ich unikać. To jest clou, którego nie potrafiłem przez lata zrozumieć, oczekując od siebie wspomnianego już perfekcjonizmu. Nigdy nie zbliżysz się do wyimaginowanego, nieistniejącego w rezultacie ideału, póki nie dasz sobie szans na bycie nie doskonałym. To jest, moim zdaniem, sposób na wybrnięcie z błędnego koła na skutek, którego uparcie zacząłem walczyć o swoje marzenia i cele: zmiany wyglądu, pozyskanie wymarzonej pracy, akceptację i pewność siebie. Zrozumiałem, że mogę się zbliżyć do perfekcji, jednak idealnym nigdy nie będę i takiego muszę siebie akceptować. Jestem prawie dostateczny i to wystarcza do tego, żeby realizować swoje marzenia i uwierzyć, że zasługuję na bycie szczęśliwym. Zasługuję na to, żeby kupić wymarzony rower, mieć swoje zdanie, niekiedy niepoprawne; zmieniać je i nadal popełniać błędy. Na tej kanwie udało mi się zbudować lepszą formę a także uwierzyć w to, że uda mi się, na przykład, zmienić pracę albo wygląd – dam radę wykonać ten plan w 4/5 poprawiając swoją wiarę w siebie o 1/3.

Do dziś nie jestem idealnym kolarzem, biegaczem ani pływakiem. Jestem we wszystkim absolutnie średni, jestem prawie dobry. Idę dalej i to prawie może mi wystarczać a także może być powodem do szczerej autoironii i dystansu wobec samego siebie i innych. Dystansu, który jest dla mnie antidotum na wyniesione z przeszłości przekonanie o swojej beznadziejności – ja to nazywam „gorszości”. To też uczy, w wielu momentach, liczyć na samego siebie – akceptować, być dla siebie najlepszym prawie idealnym przyjacielem i wsparciem w chwilach zwątpienia. To może być, na przykład, porażka na zawodach, gorszy dzień podczas wspólnej przejażdżki na rowerze, niespodziewana kontuzja daleko od domu albo każda sytuacja, kiedy zostawią Cię samego daleko w tyle a Ty musisz wracać sam, gdy Cię boli. Jednak zdajesz sobie sprawę, że ból fizyczny wcale nie jest najgorszy. Nie mając do tego odpowiedniego dystansu, największe cierpienie przynosi powrót wspomnień z dzieciństwa, gdy czułeś, albo czułaś dokładnie to samo.

Jesteś sam, wiem, tak ciężko jest być wtedy silnym i wierzyć w siebie, jednak warto przekuć to na działanie i wręcz motywację do dalszej pracy, choćby po to, aby nigdy nie zostać odrzuconym. Pomimo terapii i postępów w sporcie nadal jest we mnie ten mały chłopiec, który zrobi i poświęci naprawdę wiele, po to tylko, aby być akceptowanym i robię to bardzo często w pełni podświadomie.

Akceptowanym, to znaczy tak naprawdę być ważnym dla drugiego człowieka. Z tego też względu staram się z całych sił podawać w takich sytuacjach dłoń innym, czekać na każdego, na kogo tylko mogę, chcąc wyłapać wszelkie znane mi ukryte gesty osób poszukujących tej wyciągniętej ręki. Wśród nas jest wielu, którzy tego potrzebują. Tak niewiele może dla kogoś wiele znaczyć; to dla mnie, albo dla Ciebie poświęcenie 2 minut, dla kogoś innego niewspółmierna radość i motywacja do dalszej walki. Ja do dziś pamiętam każdą osobę, która mi, w dobie dużego kryzysu w sporcie czy też w pracy, bardzo pomogła niewielkim gestem.

Do dziś nie jestem w pełni wolny od kompleksów i tego poczucia bycia gorszym, także w sporcie. Nawet, jeśli czasem usłyszę od kogoś słowa podziwu albo ktoś powie, że odniosłem sukces, to naprawdę nie umiem w to uwierzyć. Umiem tylko wówczas szczerze się uśmiechnąć i podziękować. To tak, jakby moja świadomość przyjmowała wiadomości, jednak moje serce już nie, ale i tak jest dużo lepiej niż nim zacząłem walczyć o swoje ego.

Zatem wyobraź sobie jak było na samym początku, z jakiego starowałem pułapu, gdzie była moja pewność i wiara w siebie, jak bardzo wierzyłem w powodzenie swoich planów? Nie wierzyłem kompletnie. Jednak, jeśli mnie się udało wybrnąć z tego błędnego koła, to uda się chyba każdemu, za co z całego serducha trzymam kciuki.

Dzięki. Cześć.

Prawie.PRO Made in Poland

-11%
First minute
(7) 1599,00 
-8%
(3) 339,00 
?
Druga paczka -8%
-23%
(4) 149,99 
?
(27) 98,59 
?
(6) 189,99 
?
-17%
Druga para -9%
(2) 49,99 
?

YouTube Prawie.PROWszystie filmy

Leszek Prawie.PRO
Leszek Prawie.PRO
Dlaczego jestem słabym kolarzem? Poczucie własnej wartości w sporcie | Prawie.PRO (59)
Loading
/

Poznaj kolekcję Prawie.PRO

Przeczytaj również:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *